Drogi autorze, Odpowiedź na artykuł „Dokąd zmierzamy „ Domyślam się, kto stoi za inicjałami M.D. Myślę jednak, że chcesz być anonimowy, tak wiec zostanie to naszą słodką tajemnicą. Cieszę się (autentycznie), że Ty podjąłeś ten wstydliwy temat. Tak wstydliwy. My, którzy jesteśmy dumni, że ćwiczymy sztuki walki, gdzie etyka i kodeks honorowy jest tak samo traktowany jak skuteczność w walce z zażenowaniem patrzymy na to co dzieje się na polskim rynku martial arts. Ten proces spowodował niestety m.in. człowiek cieszący się dużym autorytetem w środowisku sztuk walki, posiadający najwyższy stopień wtajemniczenia. Pęd ku najwyższym stopniom, zmiany co rok różnych organizacji, aby ten cel osiągnąć jest mówiąc delikatnie żenujący. Jeżeli lider tak postępuje, to co można powiedzieć o jego uczniach. Uczniowie najczęściej wzorują się na swoim mistrzu. Jeżeli biorą od niego te najlepsze cechy, które są ważne w Budo to jest OK. Natomiast jeżeli idzie to w odwrotnym kierunku i uczniowie podobnie jak ich lider walczą o następne stopnie, to jest tragicznie. Pisałeś na początku artykułu o tym, że sztucznie została rozszerzona skala stopni, a i owszem. Spowodowane to było popularyzacją, komercjalizacją martial arts. Egzaminy, kolorowe paseczki zaczęły przynosić profity organizacjom lub poszczególnym mistrzom. Nie jestem przeciwnikiem stopni, ale jestem zdecydowanym przeciwnikiem traktowania ich jak fetysz i rekompensatą kompleksów z dzieciństwa. W naszym bliskim otoczeniu, niestety znamy osoby, których kariera była błyskawiczna i w krótkim czasie po wędrówkach po różnych organizacjach dany osobnik miał to czego pragnął latami. Przypomina mi to karierę Nikodema Dyzmy. Mój serdeczny przyjaciel, instruktor karate, jeden z pierwszych czarnych pasów w Polsce w Shotokan Karate opowiadał mi, że nie mógł ścierpieć kontaku z osobnikiem X, który przy każdym spotkaniu wyżalał mu się, że taki to a taki Y ma stopień taki to a taki, a on nie ( teraz ma !) Pełna frustracja. Parę lat temu, wraz z liderami różnych sztuk walki chcieliśmy wprowadzić w Polsce organizację na wzór angielskiej MAC – Martial Arts Comission, gdzie uwzględniona byłaby każda osoba posiadająca czarny pas ( od pierwszego dan wzwyż lub jego odpowiednik) ze sztuk walki. Kryteria byłyby następujące : 1 – Kto był lub jest Twoim mistrzem ? Tu okazałoby się, że wielu naszych „mistrzów” trenowało indywidualnie, ale z książek ( w dodatku były one pisane w języku zdecydowanie obcym). 2 – Kto był nauczycielem twojego mistrza ? Trudne pytanie i jeszcze trudniejsza odpowiedz. 3 – Czasookres pomiędzy poszczególnymi egzaminami Bardzo niebezpieczny temat 4 – W jakich organizacjach zdawałeś poszczególne stopnie ? Tu kłania się geografia i zmysł orientacji gdzie i kiedy można zdobyć kolejny d a n i c z e k. 5 – Ile lat ćwiczyłeś sztuki walki i jak ma się do tego dany stopień? Ostatnio zaimponował mi chłopczyk, który przed nazwą swojej szkoły zamieścił skrót TM ( Trade Mark – fabryczna marka ochronna ? ) i szczyci się stopniem 7 dan – obłęd, pomyłka w druku, brak dostępu do wiagry, nikt go nie kocha? Boże daj mu zdrowie, bo na co innego za późno. Jak jego wiedza, praca na niwie sztuk walki ma się na przykład do autentycznego mistrza Krzysztofa Staniszewskiego, który ma więcej lat spędzonych na macie niż, ten chłopczyk życia No cóż - proza życia. Jeszcze w późnych latach 70 – tych nie było tego problemu. Stopień czarnego pasa posiadało niewiele osób, a te co je posiadały reprezentowały poziom wyszkolenia adekwatny do swojego stopnia. Po 1989, kiedy kontakty z zagranicą stały się normalne, nagle ożywił się ruch w kierunku zdobywania niestety nie tylko wiedzy, ale układów i kolejnych danów. Patrzę na to zjawisko z wielkim niesmakiem i pogardą ( czasami litością ). Dla nas starych instruktorów jest to zjawisko niepojęte i dziwne. Ja i wielu moich moich kolegów po fachu jeździliśmy na Zachód płacąc na owe czasy olbrzymie pieniądze, aby się czegoś nauczyć. Wtedy średnia pensja wynosiła około 15 USD – sam wyjazd grubo ponad 100 dolców. Nikomu z nas nie przyszło do głowy, aby zabiegać o kolejne daniki. Wtedy liczyła się wiedza. Jeżeli ja poszedłbym do swojego nauczyciela i prosiłbym go o egzamin na wyższy stopień prawdopodobnie wyrzucił by mnie za drzwi. Trenuję u swojego nauczyciela ponad 20 lat. Mam stopień mistrzowski ( „marny” 4 dang VVD ), a mój mistrz, który ćwiczy u swojego nauczyciela ponad 30 lat ma też „tylko” 5 dang. Przez tyle lat ten sam nauczyciel. Ta sama federacja, ten sam kierunek. Może to zboczenie. Obiecuję, że jest to mój ostatni artykuł na temat stopni. Mam głęboko gdzieś ( tu nie piszę gdzie ) kompleksy kolesiów, ich daniczków – niech żyją sztuki walki, przyjaźń między ćwiczącymi i twardy trening ! Wasz Rycho J. PS. Twój pomysł na internetowy magazyn sztuk walki jest świetny. Mam tylko prośbę, aby nie stał się on forum dla niedowartościowanych maniaków. Jeżeli ktoś ma problemy personalne wymieńmy sobie adresy i ewentualnie przy dużych problemach damy sobie po buzi. Od Redakcji Jest to pismo w którym każdy może się wypowiedzieć i przedstawić swoje racje. Postaramy się wprowadzać jak najmniej cenzury i zezwalać osobom na wypowiedzenie swojego zdania ale będziemy raczej skupiać się na zagadnieniach historycznych, technicznych i treningowych a nie własnych polemikach. |